środa, 27 marca 2013

Bieg.

Ostrów Wielkopolski, 28 października 2012r. 
   Ostrowski Rynek wypełniony biegającymi ludźmi, wśród nich Biegacz, piętnaście minut do południa. Komentator życzy wszystkim ukończenia biegu, udziela ostatnich wskazówek, gdzieś w oddali padają słowa: "... punkt dwunasta zaczynamy!". W jego głosie słychać lekki zachwyt, uniesienie, chce nadać tej chwili czegoś szczególnego, wie, że razem z KS Maraton Ostrów tworzy historię, teraz, w tej chwili, jest jednym z tych, jednym z wielu, którzy chcą by ten bieg był... no właśnie, jaki? To tylko bieg, to tylko kolejna dycha? 50 Międzynarodowy Uliczny Bieg Niepodległości. 50 ! ! ! 
   Speaker podaje ciekawostki, Biegacz słucha niezbyt uważnie, po co mu to: historia nazwy, najmłodszy i najstarszy zawodnik w historii, zwycięzcy biegu. Skupia się przed biegiem... zaraz... zwycięzcy biegu... coś przykuło jego uwagę, coś usłyszał. Nazwisko. Słyszał o tym lecz nigdy nie było to pewne, nigdy nie pytał o to, szukał lecz znaleźć informacje na temat zwycięzców z kilkunastu lat wstecz jest ciężko, zaczął słuchać, słuchawki wiszą na szyi, nazwisko znane bardzo dobrze, miał okazje być pod jego skrzydłami. Sześciokrotny zwycięzca, najwięcej razy wygrywał tu w Ostrowie. Tak, już teraz był pewien, jego były trener, trener Rutkowski, Tadeusz Rutkowski. Poczuł siłę i dumę, że jego były trener zwyciężał tu, lecz tylko on o tym wiedział, nikt nie zauważył tej krótkiej chwili dumy.
   Delikatne poruszenie wśród 411 biegaczy, dwanaście minut. Pogoda dobra, słońce, lekki wietrzyk, jest zimno. Biegacz stoi pod aniołem, nawet nie zauważył go, w miejscu gdzie kończy się jedna z najdłuższych prostych jakie kiedykolwiek biegał. Patrząc na wszystkich ludzi dookoła, tych zwykłych i tych "zwykłych", którzy się rozgrzewają, łatwo rozpoznaje kto dziś mocno zamierza pobiec. Łowcy Nagród przyjechali z daleka, jakiś miejscowy rozmawia z rodziną, inni robią sobie zdjęcia. Dobry dzień, naprawdę dobry. 
Załatwił już wszystko co w jego rytuale przed biegowym jest: muzyka przedstartowa ciągle w uchu brzęczy, ulubiony komplet rzeczy do biegania już wisi na jego ciele, rozgrzał, ponaciągał zastygnięte mięśnie rwące się do biegu, kibelek znalazł i skorzystał, muzyka leci, jeszcze muzyczne dwa kawałki i będzie gotów. Teraz trasa, wie, że dziś nie będzie ona dla niego łaskawa. W głowie pojawią się mu długie chwile spędzone w lesie 14 października, Mistrzostwa Polski w Długodystansowym Biegu na Orientację. Long, srebro zdobył, przypłacił kontuzją. Mięsień brzuchaty łydki... Biegacz wie, dziś nici z mocnego biegu, chce go ukończyć, chce przebiec, dotrzymać słowa, które dał sobie pięć lat temu. "Rok w rok stanąć na starcie... i ukończyć." Obietnica trzyma łydkę w rydzach, czuje, że gdyby nie ona, mięsień już dawno ulegałby jakimś masażom czy innym zabiegom. Biegacz odczuwa dyskomfort płynący z niepokoju, z niepokoju, który w jego podświadomości przewiduje przykry koniec owego biegu. Jego mózg, odczucia, sygnały z ciała, sugerują kilka rozwiązań. Najbardziej obawia się nie ukończenia biegu plus mocniejszego bólu w prawej łydce, myśli wbiegają daleko w przyszłość, że może to być koniec.
   Cisza. 
Biegacz stoi pod aniołem. Czas zwolnił. Wszystko zwolniło, ludzie, biegacze jakby smugi przed jego oczami się przesuwają, powoli w bezruchu zastygają. Stoi przodem do kierunku biegu, już wie, że to ta chwila gdzie czas przypomnieć sobie trasę, którą pokonał już 5 razy. Co roku biegając życiówkę. Trasa, bieg, trasa, bieg, ulice, pogoda, trasa... tak! I jakby strzała, pocisk myśli lecą uliczkami i ulicami miasta - trasą! Z Rynku w lewo na Raszkowską, znów w lewo i szybkie odbicie w prawo, Plac 23 Stycznia (Zielony Rynek), ulicą Generała Dąbrowskiego i w lewo, ulica Wolności, dosyć długi kawałek i w prawo na ulicę Partyzancką, obok niebieskiego budynku zwanego "Ekonomikiem". Rondo Sybiraków i tu to co lubi, podbieg, niektórzy nie wiedzą jak tu biec, ulicą Odolanowską w kierunku mostu, tuż przed nim w lewo w ulicę Mikołaj Kopernika i aż się skończy. W lewo, ulica Kościuszki i od tego miejsca zaczyna się ta prosta, ta niekończąca się ulica, która wiedzie aż do samego rynku. Jeszcze tylko rondo - Plac Bankowy i Wrocławska, aż do Rynku. I tak cztery razy. 
Dobrze, Biegacz wie gdzie może atakować, gdzie lepiej kogoś złapać i biec w grupie, zna zakręty, zna ulice, zna je... zaraz... przekręca głowę w lewo, prawo, kości trzasnęły, jak młot o kowadło. Głowę opuścił, obejrzał się do tyłu... widzi ją... łydka nie da mu dziś nic więcej prócz bólu. Rytuał zakończył się, muzyka przestała grać, uśmiechnął się sam do siebie, myśląc o tym, że będzie jednak dobrze. Podbiegł do Ojca, oddał telefon i słuchawki, zdjął zieloną bluzę. Ostatnie wskazówki na poważnie: "Jak będzie boleć, nic na siłę, jasne?" Kiwnął głową i wpadł w tłum kłębiący się tuż przed linią startu. Szukał miejsca gdzieś dla siebie, gdzieś gdzie sobie stanie i ruszy powoli na trasę.
   Cisza.
Wszystko zamarło, znów patrzył przed siebie. Poczuł coś w sobie, w sercu. Co to jest... to uczucie, to pragnienie pokazania wszystkim na co go stać. To chęć walki! Walki!! Szybka decyzja, bez wymówek, już wiedział, powili przeciskał się przez gąszcz dzikich biegaczy. Podskakujących, tupoczących w miejscu by się rozgrzać, rozmawiających o wszystkim, parł do przodu, aż stanął w drugiej linii. Tu panowało cisza, jakby każdy miał coś do powiedzenia na temat tego biegu, taktyki. Ale po co się tym dzielić, każdy chce wygrać. Rozejrzał się, upewnił się. Tak, to Łowcy...
Stał wśród nich, speszony, taki mały, bez porządnej życiówki. Jeszcze jedna myśl przeleciała mu przez głowę, ale zaraz się jej pozbył. Podjął decyzje. Walczy do końca, to nic, że przez dwa tygodnie stopy nie widziały butów do biegania, to nic. Teraz liczy się wola walki, sprawdzenie samego siebie, czy coś w nim samym dżemie.
   Odliczanie. Zamknął oczy, przyjął postawę do biegu, lewa noga do przodu, lekko zgarbiony, prawa ręka trzyma za zegarek na lewej ręce. 10... więc teraz... 9... nadszedł ten czas... 8... udowodniania... 7... pokazania wszystkim... 6... walki...5... pędu... 4... wytrzymałości... 3... siły... 2... otworzył oczy 1...
I ruszył za Łowcami. Pędzili strasznie szybko, zapomniał o bólu, już go nie było, mięśnie pracowały wszystkie razem, jak dobrze naoliwiona maszyna. Wszystko pasowało, brak jakichkolwiek sygnałów z łydki. Czuł to i wiedział, że teraz może działać. Uśmiech na twarzy, ta radość, która go ogarnęła była dla niego nie do opisania. Pędził za Łowcami, którzy nieubłagalnie się oddalali. Pierwsza pętla mocno, widać, że ma siłę i power. Na drugiej troszkę przygasł, tak jakby go coś zaczynało boleć. Lecz trzecia i czwarta pętla... biegł miękko i szybko, zwinnie i sprytnie. Finisz zaczął gdy kończył trzecią pętle, dwa i pół kilometra przed metą. Ostatnia prosta, 800 m. Biegacz wybrał cel, to jego metoda. Szukać celów, biegaczy, których jest wstanie dogonić i na takiej motywacji gonić. I cel, II cel, III cel. Cel za celem, motywacja, dodatkowa siła, prędkość. Ostatnim celem był chłopak w niebiesko-białej koszulce lekkoatletycznej. Biegacz już prawie go ma, osiemset metrów na pełnym gazie po dziewięciu kilometrach daje w kość, niestety obejrzał się, zobaczył Biegacza i zaczął przyspieszać. Biegacz próbuje, ostatni zryw, sto metrów do mety, już prawie Rynek. Dziesięć metrów do tego chłopaka, już prawie, nie biegnie za nim, lecz z jego lewej strony by go wyprzedzić... Chłopak pomyślał, zbiegł trochę do lewej strony i przebiegł blisko obok innego biegacza, Biegacz zwolnił widząc to, już nie da rady, wpadłby na tego drugiego zawodnika. Meta... zegarek wyłączony... zmęczony opadł na kolana, a na jego szyi zawisł medal z okazji 50 biegu. Wstał, rozejrzał się, przybiegł chyba na 17-20 miejscu z czasem 36:25. Zabrakło 13s do życiówki. Tak, skończył na 18 miejscu. Łydka jak nowa, brak bólu, jakichkolwiek oznak.
   Metoda dobra jak każda inna, ból bólem zwalczył lecz czy to rozsądne? Raz się tak zdarzyło, następnym razem nie musi być tak kolorowo.


Też tam byłem, napisałem i biegałem.