sobota, 1 lutego 2014

Polish Championship 2013 - The last race, the last chance!

Ostania szansa na wywalczenie czegoś w kończącym się sezonie 2013 na imprezie mistrzowskiej nadarzyła się 13 października w krakowskim Lasku Wolskim. 20km, 1200m przewyższenia i 40PK. Tak, to właśnie w Krakowie przy Kopcu Kościuszki zostały rozdane ostanie medale MP. Mistrzostw Polski w długodystansowym biegu na orientację. Komu? Zaraz się dowiesz.

Samo dojście do centrum zawodów już było męczące. Start, meta i CZ zlokalizowane przy samym Kopcu. :) Bardzo dobre miejsce, duża przestrzeń, i wszystko można było pomieścić. Zaczynając od strefy rozgrzewkowej, start, kibelki, pkt z wodą, strefy zmiany map, miejsca do kibicowania, miejsca na namiot na mecie kończąc. Bardzo mi się podobało rozwiązanie logistycznie. Wszystko w jednym miejscu. Rewleka. Ale idźmy dalej, jakby dało radę... W tym roku Ultra Long (wydaje mi się, że to jest właściwa nazwa) przypominał sztafety. Start masowy, a nie interwałowy. Jest to ciekawe rozwiązanie, ale zdania są podzielone. 
Masówka na Ultra Longu? Fajnie! Masówka na Ultra Longu? No, ale wymyślili. 
Ja nie mam zadania, jak dla mnie start może być taki i taki. Tak samo jak to, że notka z kolejnego Ultra Longa będzie znacznie szybciej bo już w kwietniu przeczytacie jak mi poszło. Jeśli wystartuję. :) 

Start, ustawiony sprytnie, nie w kierunku biegu. Do tego chęć odnalezienia jak najszybciej magicznego trójkącika na mapie spowodowała iż zacząłem się denerwować. :) Na pierwszy PK ruszył pociąg złożony z kilku osób: Gdzieś z przodu biegł Dwojak, zaraz za nim widziałem chyba Hewiego, później Papi i Kuba. Chyba Podzio, może Charubcia. Ktoś jeszcze był na bank, chyba Chrupek. Tak czy siak na 1PK byłem jeszcze w tym wagonie. Wiedziałem, że trzeba wytrzymać to tępo, później zwolnią, mam nadzieję. :) Niestety na 2PK kiepsko wybrałem i wagon odjechał. Na 12PK dogoniłem Chrupka i tak aż do 30PK lecieliśmy razem. Widzieliśmy Hewiego, Podzia, który niestety zszedł z trasy. Gdy wpadłem na ostatniego motylka zauważyłem Charubcię. Biegł na węzłowy. Pomyślałem, że któreś skrzydło już ma za sobą więc nie przejąłem się nim i dalej robiłem swoje. Jedne skrzydełko zaliczone. Wbiegam na węzłowy PK, a tu nagle Charubcia. Myślę sobie co jest grane? Odbiegam, a Łodzianin za mną. CO?! Biegnie tego motylka za mną? O rany... i jeszcze po ponad 20km mam się na finiszu ścigać? Obaj wiedzieliśmy co się święci, obaj wiedzieliśmy, że drugi nie odpuści. Od 39PK aż do tej drogi do Kopca szliśmy, powoli, każdy łapał oddech, każdy zbierał siły na ostanie metry. Wyszliśmy na drogę i zaczęło się! Najpierw pomału, co raz szybciej i szybciej. Gdy już wszyscy zaczęli krzyczeć obaj ruszyliśmy, każdy gnał ile mu jeszcze w piecu zostało. Wiedziałem, że muszę pierwszy przybić 99 bo inaczej klapa. 

Skończyłem na 5 miejscu, jak się okazało jeszcze kliku zawodników zeszło z trasy. Złoto zgarnął Olejnik, sreberko pojechało do Warszawy z Papim, a brąz podzielił się między Kubą a Krukiem. :)
Kto wygrał finisz? Obrazek poniżej wyjaśni.