wtorek, 29 października 2013

Holiday o-tour! The last part! The last race!

     Ostatni wakacyjny start przypadł na IX edycje Grand Prix Pomorza. W tym roku zawitaliśmy do Chynowia. Jakieś 70km na północny-zachód od słynnego Trójmiasta ze skeczu: Borosławice, Ludosławice i Grzdów Zdrój. :D (Ani Mru Mru). Także tego. :D Ciepło, parking na polu, namiot rozbity, zakłady o finisz już poprzyjmowane.
          Etap piątkowy został rozegrany na mapie: Chynowie Południe. Mapa bardzo ciekawa, dużo gór, zielonego i mało przyjemnych jeżyn, i pokrzyw. Trasa ciekawa, było gdzie zostawić kilka minut. Z całej trasy jestem zadowolony z wyjątkiem 19PK, a dokładniej odbiegu z 18. Poleciałem na chybił trafił i zamiast w lewo to ja prosto, kilka cennych sekund uciekło. E1 skończyłem na 5 pozycji. Nie byłem z miejsca zadowolony bo byłem przekonany, że miałem dobry bieg. Lubek wygrał, a straty do niego po pierwszym etapie miałem już 2:05... Wieczorem obejrzałem na sali międzyczasy, które pojawiły się na stronie organizatora. Wniosek prosty. Chłopaki biegają znacznie szybciej.
            Mimo kiepskiej pozycji, którą zająłem dzień wcześniej już o niej nie pamiętałem. W pamięci miałem tylko to, że bieg technicznie był dobry. Postanowiłem spróbować podkręcić tempo. Na sobotę organizator zapewnił klasyk. 10km po zachodniej części mapy Chynowie. Trochę górek, mokro i zielono. I prawdę mówiąc był to bieg, który załapał się do wybranych biegów (testów) przez mojego Trenera, który zgodził się poprowadzić mnie technicznie w tym sezonie. Było tych biegów kilka, ale tylko ten oddał to co powinien. On pokazał, że mogę się starać o dobre miejsce podczas wrześniowych MP. Ruszyłem na spokojnie, bez spiny. Pierwszy mój błąd pojawił się na 3PK. Na drodze zamiast grzać to ja z nogi na nogę i jeszcze zbyt spokojne wejście na ten PK. Czwarty również zbyt delikatnie. :) Lecz rozkręcałem się. Lekkie wahnięcie na ósemkę i powoli czaiłem wariant na dyszkę. Pierwsza myśl żeby skorzystać z miejsca, w którym już byłem. Czyli ten nosek przy trójce co przecina bagna. Później droga, ścina przez las i czyste wejście. Przebieg wygrałem 11s z drugim najlepszym czasem na ten PK. Za to na 11PK dałem ciała. Oczywiście teraz już wiem, że to zielone trzeba było minąć. 1min straty. Kolejny błąd na trzynastkę, tu dostałem 2min i na kolejny PK kolejne 3min do tyłu... ehhh... Piętnastka ponoć źle stała. Cóż, ja powiem, że miałem ją w miejscu gdzie powinna być. 16PK to kolejny babol. Wejście w to zielone i podróż wzdłuż strumyka to był nawet dobry pomysł, ale to zielone było tak gęste, że nawet mapy nie widziałem. Myślę, że ta góreczka w białym z prawej strony, to było dobre miejsce do ataku. Z wariantu na 19PK jestem najbardziej zadowolony. Wykonałem go tak jak chciałem: szybki wybór wariantu, bdb prędkość biegu, precyzyjne wykonanie. Znów posłużyłem się miejscem, w którym byłem już 2 razy. Biegłem tak jak na GPS-ie. Nie skorzystałem z drogi w okolicy 3PK, las był dobry do szybkiego biegu. Przebieg wygrałem z przewagą 28s. Następne warianty biegłem szybko i dokładnie, bezbłędnie. :) Niesiony dobrze wykonanym przebiegiem, aż chce się szybciej biec. :) Na mecie zameldowałem się jako 4 z prawie 5min stratą do Małego. Zadowolony z tego biegu byłem przeogromnie. 
           Ostatni etap - handicap. W niedzielny poranek zwiedzaliśmy wschodnią część. Wystartowałem z trzeciej pozycji z 20s stratą do drugie miejsca. Podpalony ruszyłem mocno i kiepski wariant na 1PK. Na trójkę można było iść drugą stroną bagna. Znacznie krótszy wariant. I na tym PK zeszliśmy się ze Szwedem, którego goniłem. Po kolejnych kilku dobrych wariantach przyszło lekkie rozluźnienie na 13, 14 i 15PK gdzie na każdym zostawiliśmy kilka sekund. Na 19PK wskoczyłem na drugą pozycje i już tak zostało. :) Etap skończyłem z 4 czasem z trzema minutami straty do Dudka.
              








               Koniec wakacji, ostatni test wypadł dobrze, biegało mi się znacznie lepiej niż na którychkolwiek startach tego lata... tego sezonu. Lecz tak naprawdę dobre biegi były jeszcze przede mną. Zawody pod kontem organizacyjnym: wszystko ok, sprawnie wszystko przebiegało (dekoracja), dobre miejsce, mapy również, ciekawe trasy. Podobało mi się, w przyszłym roku również zawitam na GPPomorza. :)

poniedziałek, 28 października 2013

Holiday o-tour! Part 4.

           Na kolejny start tegorocznych wakacji wybrałem się 350km na wschód, w okolice Kazimierza Dolnego i słynnej Parchatki. Celem tych zawodów było bieganie po jarach, które jak już wszyscy wiedzieli miały pojawić się na MP. XXXI Grand Prix Polonia to 4 przystanek wakacyjnych zmagań i przygotowań do wrześniowych startów. 
             Biegałem po tych jarach już może ze 2 razy, ale tu zawsze jest ciekawie i tak też było tego lata. Zjawiłem się w centrum zawodów dzień wcześniej (czwartek) i na zapewnionym treningu przez organizatorów "sprawdziłem" las, i siebie. Źle nie było, zrobiłem sobie spacer po krzakach (11:03min/km). :) W piątek o 11:36 zjawiłem się na starcie i ruszyłem. Spodziewałem się, że trasa na 100% będzie przecinać jary, ale dawało się je obiegać co było znacznie lepszym rozwiązaniem niż kurczowe trzymanie się kreski. Start zlokalizowany na szycie góry, po której wspinał się wyciąg. Pogoda dopisał, każdy zawodnik szukał cienia, a przy starcie byli tylko sędziowie i osoby startujące. Na szczęście od czasu do czasu zawiał lekki wiaterek. Trasa ciekawa choć myślę, że można był ją jeszcze trochę urozmaicić. Błędy jako takie się nie pojawiły. 19PK to brak pracy z kompasem, dwa-trzy razy tam wchodziłem i dopiero gdy ktoś przebiegł przede mną w kierunku mojego PK zauważyłem, że ciągle na prawo z chodzę... 22PK to czysty brak kontroli odległości i nie zwracanie uwagi co się dzieje po drugiej stronie jaru, którym się biegnie. Etap 1 skończyłem na 2 miejscu ze stratą 3:20 do Mantasa Martinkusa. 
Kazik. :)
        Etap 2 był rozgrywany w malowniczym Kazimierzu Dolnym. Sprint kusił samą lokalizacją. :) To w końcu piękny Kazimierz!! No i tak było... to tylko piękne, sławne miasteczko z nad Wisły. Miasteczko, które w XI w. było tylko osadą i nie było Kaziem Dolnym tylko Wietrzną Górą. Otóż ta osada należała do zakonu benedyktynów i dopiero kiedy Kazimierz Sprawiedliwy przekazał osadę norbertankom, te zmieniły jej nazwę na Kazimierz i przydomek Dolny został doszyty ze względu na położenie. Włodek Łokietek około 1300r. ufundował tu kościół. Kolejny z wielkich polskich Kaziów, mowa teraz o Kazimierzu Wielkim co ruszył cegły, a wstrzymał belki, postawił tu zamek oraz nadał prawa miejskie gdzieś w połowie XIVw. No już. Trzeba się opanować z tą historią. Wracając do sprintu w XXI w. jak już pisałem wyżej to piękne miasteczko... dla turysty. Dla orientalisty nie jest ono ciekawe, mnie niestety nie urzekła ani mapa ani trasa, miałem nadzieje, że będzie naprawdę bardzo dobrze, było jak zwykle... przeciętnie. Jedno-wariantowość, błędne oznaczenie symboli do i nie- do przejścia. Myślę, że PZOS powinien zrobić jakiś obowiązkowy zjazd wszystkich kartografów i na takim spotkaniu ujednolicić symbole, wytłumaczyć co i jak. Czarna kreska przy 4PK (mnie tak nauczono, że czarna gruba krecha - nie do przejścia) nie jest zbyt szeroka, ale jest czarna więc nie wolno mi skoczyć. Część zawodników skakała "Bo nie jest szeroka!", no ale jest czarna, tak? (Nie mówię teraz o ramce chodnika czy drogi). Wąska czarna z jedną kreseczką (płot do przejścia) upoważnia do wykonania manewru przejścia, ale co zrobić z takim fantem? Niech każdy się zastanowi co by zrobił w takiej sytuacji. Najciekawszym miejscem w całym sprincie był dla mnie 17PK. Kto nie doczytał opisu ten mógł zrobić błąd, tak jak ja. :) Oczywiście start również był ciekawy ustawiony. Część zawodników robiła błędy już przy wybiegu ze startu. Szybko mapa ustawiona do tego jak wybiegamy i błąd. :D O 16:30 biegaliśmy sztafetki mixy. Po wyciągu i kilku jarach na Parchatce.  
          Niedzielny etap to znów Parchatka lecz Pn. część. Start handicap miał wyłonić zwycięzce XXXI GPPoloni. Startowałem jako drugi i tak też skończyłem. Papi mnie dogonił gdzieś na 4PK i zrównaliśmy się na przebiegu na piątkę. Goniliśmy pierwsze miejsce, na którym po dwóch etapach uplasował się wyżej wspomniany zwycięzca pierwszego etapu. Razem z Papim współpracowaliśmy do 9PK gdzie każdy wybrał inny wariant, tak, zgadza się. Wybrałem ten gorszy gdzie tegoroczny Mistrz Świata z longa mi odjechał. Palnąłem jeszcze kilka błędów. Np na: 11PK gdzie należało jednak do pola się przetyrać i jarem w dół, i wprost na 43., 15PK troszkę zabiegłem no i 16 PK to mój popisowy numer. Tak się skupiłem na tym by utrzymać mocne tempo biegu, że aż widać co zrobiłem, już prawie wybiegłem z jaru. :) Los się uśmiechnął do mnie gdy w drodze na 19PK dogoniłem lidera M21. Szybko mu rzuciłem: Runners at 4,5 and 6 places are 30s for as. Hurry up man! Co było prawdą. Jak wybiegałem z jaru gdzie znajdował się 18PK zauważyłem gnających: Drąga, Kruka i Lubka.
Gratulacje dla Papiego i Mantasa
I tu nagle na 21PK patrzę, a tu kolejna niespodzianka. Papi! :D Do 22PK już byłem tylko ja i Papuś, lider wybrał wariant przy kresce. I tylko widziałem Papusia cień, który mknął przede mną aż znikł. :) 
          Zawody udane, organizacyjnie organizatorzy sprostali wyzwaniu. :)  Cieszę się, że można coraz bardziej polegać na organizatorach, których zachowanie i opieka skłania by przyjechać na kolejną edycje Polonii.






czwartek, 17 października 2013

Holiday o-tour! Part 3. Czech Republic.

     Grand Prix Silesia - Bohdanovice
Te zawody to taka pauza w mocnych wyjazdach. Pojechałem do Czech sam. 3 dni 4 etapy. Wybrałem się tu bo wiedziałem, że mapy będą dokładne i ciekawe. Byłem w Bohdanovicach dawno temu jak w M12 biegałem, pamiętałem czego mogę się spodziewać.
      Pole namiotowe zlokalizowane na małej polance w jeszcze mniejszej wiosce. Biuro Zawodów i parking w tym samym miejscu, TOI TOI tyle ile trzeba, rzeka jest, pompa jest i prysznic też się znalazł. GPSielsia w tym roku to 4 etapowe zawody.
Zapowiadało się całkiem ciekawie, pamiętałem skały jak nigdzie indziej, płaskie, szare, jedna na drugiej leżą, kanty ostre jak nóż, śliskie, zerowa przyczepność. 
E1 - dystans średni - 4,2km 150m 25PK 1:5000
E2 - dystans średni - 4,6km 230m 26PK 1:5000
E3 - dystans sprinterski - 1,8km 100m 30PK 1:2000
E4 - dystans klasyczny - 8km 320m 30PK 1:10000
Biegałem bez żadnych rewelacji, wyniki marne, ale technicznie było całkiem dobrze. Zdarzało się jakieś wahnięcie, naturalne w moim przypadku. Było dobrze. to był pozytyw. Bardzo interesujący był etap 3. Parametry już kuszą. Pobiegłem go na spokojnie żeby jakiegoś błędu nie walnąć bo przy taka małej skali i szybkim biegu można było szybko stracić orientację w terenie. Cóż, prawie się udało. Pierwszy błąd to 9PK, zamiast muldy zaliczyłem skałkę. Next, 14PK, byłem na górce, a nie na kopczyku. Dalej, 17PK, nie wiem który narożnik biłem. :D Ostatni błąd to 20PK, podbiłem najpierw kopczyk wcześniej, ale swój też zaliczyłem.
       Zawody jak to w Czechach. Miło i przyjemnie, mapy i trasy dokładne, ciekawe i uczące, mnie na pewno. Szkoda tylko, że byłem sam. Nawet nie było z kim pogadać.

 

wtorek, 8 października 2013

Holiday o-tour! Part 2.

Miłe te jary były. :)
     Wakacje w toku. Następny przystanek miał być mocny, z nastawieniem na góry. Podbiegi i wyrabianie siły biegowej to następny krok. Spodziewając się, że na wrześniowych Mistrzostwach Polski będzie potrzeba jej dużo, zdecydowaliśmy z Trenerami, że wybiorę się na Limanową Cup. Tam zawsze jest co podbiegać. :) Udałem się do Limanowej na dwa dni przed zawodami. Trenerzy: Witek Sochacki i Jacek Kozłowski prowadzili obóz dla dzieci więc było gdzie się zatrzymać. Trener Sochacki udostępnił mi kilka map, na których mogłem potrenować. Jak tylko było to możliwe, trasy na treningach miały mieć jak najwięcej podbiegów i nie ma, że boli czy "Nikt nie patrzy przecież teraz będę podchodził...". Każda góra była zaliczana mocnym skipem. Samo kontrola, dyscyplina i marzenia pozwoliły mi przezwyciężyć słabości związane z monotonnym patrzeniem pod nogi i tyraniem pod górę. 
Skorzystałem też z okazji by pobiegać po jarach, dzieci miały akurat tam trening. Mapa dobra, PK stały i trasę zaplanował Trener Kozłowski.

       E1 - Piątek rano rozruch i popołudniu ścigałem się w męskiej elicie na dystansie średnim. Trochę się denerwowałem, dziwnie się czułem, ale gdy tylko mapa pojawiła się w mojej dłoni nerwy odeszły i spokojnie zacząłem robić to co kocham, co sprawia mi radość i daje satysfakcje. :) Szło mi idealnie skupiony na wariantach, każdy PK przemyślany i znaleziony na spokojnie. Jedynie 22PK... podpaliłem się, dogoniłem Piotra Kruka i Terpaya Dmittriya na 20PK i pojawiła się myśl w głowie, że: "Ale idę!!". No i poszedłem, droga za daleko i 1:20 do tyłu. Udało mi się wygrać ten etap.

    E2 - Sobota to dwa starty. WRE na dystansie średnim i Downhill. Przyjechałem z nastawieniem, że będę pracował nad podbiegami więc Downhill odpuściłem. :) 
WRE - World Ranking Event. Trasa oceniam na 4 w skali 1-5, technicznie mogła by być bardziej śrubka dokręcona choć dwa, trzy PK sprawiły, że uznałem wyższość Tomasza Lubkiewicza na tym etapie. Krótki opis, 13PK to zły, głupi, bezsensowny wybór wariantu. 14PK to już zdenerwowany i kolejny błędny, i pośpieszny, pierwszy, który wpadł w oko wariant... Końcówka na dobicie. :)

    E3 - Niedzielny klasyk, start handicapowy. Wybiegałem pierwszy z dwuminutową przewagą nad Tomaszem Lubkiewiczem z Wawelu. Biega miał być spokojny i przemyślany. Prawie cały bieg został zrealizowany poprawnie. 10PK, wariant mój był... hmm... dość ryzykowny jeśli można to tak nazwać, ale na pewno w porównaniu z wariantem Tomasza mój był do kitu. Szybki wariant drogą do o koła był zdecydowanie najlepszy. Gdy biegłem na 11PK już widziałem Wawelowca i pomyślałem, że spróbuje go pomału dogonić. No i na 15PK błąd, drogi mi się pomyliły i tyle.  Czas dał mi czwartą pozycję podczas ostatniego etapu,a na mecie zjawiłem się po Lubku więc zgarnąłem drugie miejsce w XI Limanowej. :)

         Organizacja: znając Trenera Sochackiego i jego zaangażowanie mogłem spodziewać się bardzo dobrych zawodów i miłej atmosfery. Tak też było, do tego worka można dorzucić: bardzo dobrej jakości mapy, porządny druk, dobre trasy, góry, GPS Track, świetna atmosfera, żar lejący się z nieba i można było spędzić miło lipcowy weekend w Limanowej.
Po zawodach zostałem jeszcze 3 dni. Obóz sprawił, że mam inne spojrzenie na góry. Trochę lżej się podbiega. :D





poniedziałek, 7 października 2013

Holiday o-tour! Part 1.

      Pierwszy wakacyjny wyjazd to obóz w Żelazku i Wawel Cup. Ze względu na to, że to czas wakacyjny na obóz i zawody wybrałem się pod namiot. :) Państwo Spajderowie (Lilla i Paweł Biederman) pozwolili mi rozgościć się na ich podwórku przy pięknym nowym ośrodku. Prawdę mówiąc, jest to takie miejsce jakie o-kluby mają w Skandynawii. ”Domek i dookoła mapy.” Ośrodek piękny, byłem w nim już kilka razy, wiele lat temu i gdy jechałem tam na początku lipca br. po prostu go przejechałem. :) Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. :D Będę tam częstym gościem myślę. :) Wielki ukłony w kierunku Spajderów. :) Obóz w takim miejscu motywuje do pracy. 

       Dzięki profesjonalnemu przygotowaniu od strony orientacyjno-technicznej obóz dał mi wiele. Poruszanie się w terenie skalnym, trudno przebieżnym owocował… zejściem z pierwszego treningu. :) To co dostałem od Trenera na pierwszy trening zwaliło mnie z nóg, ale tak łatwo się nie podałem i trening korytarzowy dokończyłem i ukończyłem tego samego dnia popołudniu, z nastawieniem, że po 60min kończę. Zacząłem trening od tyłu i na maxymalnym skupieniu. :) I udało się! W sumie podczas obozu zrobiłem 6-7 dobrych i mocnych treningów.
         33. Wawel Cup rozegrano w dwóch miejscach. Pierwsze dwa etapy w miejscowości Podlesice gdzie rozgrywany był słynny cross na początek sezonu i pierwsze eliminacje do imprez mistrzowskich. Trzecie, czwarty i piąty etap to już okolice zamków w Mirowie i Bobolicach.


        E1 - Teren ciekawy, szybki. Kto nie walnął błędów w skałach i "leciał" po lesie, pewniak do pierwszego miejsca. Mapa grała, kolorystycznie było okej, na końcówce tym bardziej. Sam zostawiłem kilka cennych minut w lesie (10 i 12PK).
         E2 - Teren taki sam jak dzień wcześniej + nowy kawałek na N i E. Tego dnia brakowało mi czegoś na mapie, tu jakaś droga znikła, tu się jakaś pojawiła, tu coś i tam coś. Sam też nie do końca kierunek trzymałem, a 14PK to najpierw przebiegłem obok niego jakieś 10m i nie zauważyłem, później przeszedłem(!) w tym samym miejscu...
          E3 -Sprinterski dystans na mapie Między Zamkami. Trasa interesująca, mapa również, a w połączeniu dawały ból głowy. :D Zerknij na mapę, warto.
          E4 - Już coś z kolorami na 1PK było nie tak, jak dla mnie tam nie było biało. Na 5PK jakaś droga przed tymi kopczykami i to porządna.  Braki kolorystyczne i drogowe nie świeciły optymizmem na ostatni etap.
       E5 - Goniłem kilku chłopaków, za dużo od siebie wymagałem. 1PK to po prostu błędne odczytanie mapy i opisu tego PK. 3PK kolejny raz kłania się trzymanie kierunku!! 4PK, nie widziałem co to za symbol - zielona kratka. Na 11PK dogonił mnie trener Paszyński, który narzucił szybkie tempo biegu. Miałem już dość tego lasu, biegu, jeżyn krzaków i w ogóle! A tu jeszcze takie tempo... 18PK był dla mnie zaskoczeniem, może nie sam PK, ale wariant. Pomyślałem, że dobiegnę do głównej drogi, do rozwidlenia i na kierunek zetnę las, i jestem. Trener Paszyński wyprzedził mnie na owym rozwidleniu i w biegł w drogę, której na mapie nie było. Zwolniłem i gapię się w mapę i co jest grane?! Lece dalej, a tu nagle jakieś małe jeziorko i słyszę nagle głos Trenera Paszyńskiego: "Spoko, wiem gdzie jesteśmy, byłem tu wczoraj!".  Cóż, komentarz odpowiedni. 
           Wyniki mnie nie satysfakcjonowały, starałem się bardziej pracować nad techniką i mam nadzieje, że to w końcu zaowocuje. Zawody dobrze zorganizowane, nie mam zastrzeżeń, było naprawdę miło i sympatycznie. Szkoda tylko, że coś nie tak z tymi mapami. Zawsze się coś znajdzie.