poniedziałek, 26 maja 2014

3rd Mediterranean Championships in Orienteering - 2o-23.o2.2o14

Prosto z El Porti całą ekipą skierowaliśmy się na północ. I po 7h jazdy dotarliśmy do Satao. Tu mieliśmy nocleg i kolejne zawody: 3rd Mediterranean Championships in Orienteering - Trzecie Śródziemnomorskie Mistrzostwa w BnO. 20 lutego (czwartek) zjawiliśmy się w hoteliku. Każdy marzył o prysznicu i śnie. :)  W piątek zaliczyliśmy model event. Potraktowałem go bardzo, bardzoooo spokojnie. 4,1km w 63'. :) Odpocząłem by móc się ścigać w następne dni. Zwiedziłem teren, sprawdziłem co i jak, i jak wygląda. Ogólnie pierwsze wrażenie: Wjechaliśmy na parking i przywitała nas ogromna skała przy parkingu, która na mapie nie wyglądała na dużą. Sam teren bardzo i to bardzo ciekawy oraz mega trudny.
Finisz na middlu.
W sobotę rano wystartowałem na dystansie średnim. Teren trudny i wymagający, miejscami przypominający Skandynawię. Bardzo podobny sposób zaznaczania elementów. Podczas tych zawodów zostałem zakwalifikowany do kategorii H21E, niestety nie udał się załapać do H21SE tak jak tydzień wcześniej podczas AOM 2014 w Hiszpanii. Middle skończyłem na 23# miejscu ze stratą 6' do Niklasa Olofssona (23# / 87). Trasy były podobne między HE i HSE więc można mniej więcej się porównać: Po połączeniu skończyłbym na 87# pozycji na 180 orientalistów ze stratą do Thierry  Gueorgiou - 13'. Jakieś błędy? 3PK - nie przemyślane wyjście na drogę + zabiegnięcie, 4PK - ze złej strony obiegłem skały, 5PK - pomyliłem skały na przebiegu, które chciałem zobaczyć..., 11PK - bieg przez 1PK, niepotrzebnie, 14PK - źle obiegłem skały, 16PK - zabiegnięcie, 21PK - tu już emocje zagrały i czysto nie wszedłem na PK... Ale trzeba łapać pozytywy tak? :) 45" za Wojciechem Dwojakiem, 6' za Wojciechem Kowalskim i 4" lepiej niż Gleb Tikhonov. :)   
Karol, Thierry i ja. :)
Tego samego dnia popołudniu "w typowej portugalskiej wiosce" (tak opisał ją organizatorAguiar da Beira został rozegrany fantastyczny sprint. Fajnie by było jak by w Polsce były takie typowe wioski. :D Mapa czytelna podczas szybkiego biegu. Dobieg z przedstartu na start wyniósł 1,4km. :D Ciekawie to rozegrane: Kwarantanna na stadionie 1,4km od centrum miasta. Sprawa do zorganizowania i do przemyślenia dla organizatorów. :) Co się działo podczas biegu? 1PK - ominąłem schody i dołożyłem 10m więcej na przebiegu, 2PK - nie dojrzałem wąskiego przejścia i kolejne 10m więcej, 4PK - trzymałem mapę tak, że zasłoniłem sobie schody w "N" części, 18m więcej, 7PK - dołożone 12m, 11PK - największy błąd na trasie... zamiast drogą to się pchałem przez górę... 20"! straty, 13PK - wybrany wariant schodami choć myślę, że najście od lewej lepsze, szybsze i na pewno krótsze, 16PK - w bieg w złą uliczkę, 22m więcej, dalej zmiana mapy, 21PK - zły wariant, 14m dołożone, 24PK - nie pobiegłem krótszym wariantem, ponieważ skarpa z murem zwolniła by mnie (tak mi się wydawało). Skończyłem na 8# miejscu, co mnie bardzo satysfakcjonowało! (8# / 92) Tracą do Oskara Ljungqvista 37". Po połączeniu kategorii HE i HSE: 53# / 173 zawodników. Andreu  Blanes Reig wygrał z czasem 16'44". Moja strata wyniosło 2'29". Sporooo! Ale za to 45" straciłem do Wojciecha Kowalskiego. :)
Niedziela to klasyk. Teren zbliżony do middla lecz jeszcze większe góry i jeszcze więcej szczegółów. :) Kolosalny błąd na 2PK i już jakoś ze mnie uszło życie i chęć do biegania, 5PK kolejny błąd, 7PK, 8PK, potem już prawie bez błędnie, ale wolno... Nie ma co się rozpisywać. Skończyłem 35#. Wystarczy. 
Wyjazd był naprawdę owocujący. Świetne 1,5 tygodnia na świetnych mapach, trasach i wyborowym towarzystwie. :) Na pewno się opłaciło tu wybrać! :D
Poniżej analiza sprintu, bardzo ciekawego sprintu. :)

Model event.
Middle - 23#
Sprint 1 - 8#
Sprint 2 - 8#
Klasyk - 35#
Sprint 1a - analiza
Sprint 1b - analiza
Sprint 2a - analiza
Sprint 2b - analiza

piątek, 23 maja 2014

Andalucia O-Meeting - 14-16.o2.2o14

Prolog
Zawody rozegrane w południowej Hiszpanii w miejscowościach Punta Umbria oraz El Porti. Andalucia O-Meeting (AOM) to pierwsze starty na obozie, na który wybrałem się dzięki Karolowi Galiczowi, a wybrałem się tam z Karolem, Dariuszem Sokalskim, Konradem Bartnikiem oraz Grzegorzem Łoniewskim. Piątkowe popołudnie (15 luty) to Prolog. Start masowy, star na campingu gdzie znajdowało się biuro zawodów, 8PK scoore, dalej już trasa z motylkami. Trasa na rozgrzewkę. Potraktowałem ten start bardzo spokojnie, jak kolejny trening. Najważniejsze stary to middle oraz sprint. Sobota rano to właśnie middle w El Porti, tu gdzie mieszkamy. Start z końca miasteczka z finiszem w prawie w centrum. Bardzo ciekawy teren, szczególnie wydmy. Las wyglądał dość przebieżnie, aczkolwiek każdy zielony kolor na mapie radzę omijać. Czasem i biały las dawał wrażenie, że biegnie się w zielonym, widoczność zerowa. Duży błąd na 3PK, przyznam szczerze, że kompletny brak pomysłu jak ogarnąć to co jest na mapie i to co jest w terenie. Wahnięcie na 7, 8, 13PK to dowód na to, że za szybko chciałem wskoczyć o poziom wyżej. Czas 41'23" dał mi 43# pozycję tracą do Gustava  Bergmana 8'. Przy spokojnym biegu mógłbym się zakręcić w okolicy 22# miejsca. Natomiast w sobotnie popołudnie był ważny dla mnie bieg - sprint w centrum Punta Umbria. Bardzo chciałem pokazać się z dobrej strony, pokazać sobie, że trening popłaca i staje się lepszym zawodnikiem. Porządna rozgrzewka i start. Niestety nogi mnie niosły za szybko i w drodze na 3PK straciłem kontakt z mapą co spowodowało utratę cennych sekund. Trochę błędów wariantowych - 3, 5, 9 oraz 15PK. Z czasem 15'58" uplasowałem się na 67# pozycji na 162 zawodników. Yannick  Michiels pokonał trasę w 13'27". Co to znaczy? Czy wystarczyło wybrać wariant i lecieć? Nie wiem, może tak, może nie. Co nie zmienia faktu, że przegrałem z nim 2'30"... Ogrom... Nie wiem czy wycisnąłbym siebie coś jeszcze, ale przy optymalnym biegu obstawiał bym się z czasem 15'30" co dało mi by 50# miejsce.  :) W niedzielę ruszyłem by powalczyć z dystansem klasycznym. Powalczyć to za dużo powiedziane. Trener jasno mi powiedział, że klasyk mam przelecieć maxymalnie w 2 zakresie, bezbłędnie i na spokojnie. :) Miałem taki spokój, że spóźniłem się na start równe 2'. :) Ogólnie było nudno nie licząc PK znajdujących się w ''S'' części mapy. Błędy: start (spóźnienie), 2, 10, 11,  19, 21, 23, 24 i 27PK. Zawody mogę zaliczyć do udanych. Liczyłem na więcej, ale zauważyłem, że muszę trochę przystopować z podwyższaniem sobie poprzeczki. Zacząć się cieszyć z małych rzeczy, z małych sukcesów, z udanych treningów i wyciągać wnioski. Wnioski, które mi ukarzą co robię nie tak, a co robię dobrze i muszę dalej systematycznie pracować.

Sprint - E2

Klasyk - E3
Prolog

Middle

Sprint
Klasyk

czwartek, 22 maja 2014

6. "Cztery Pory Roku - walcząc z sobą."

Buenos días Andalucía!
Koniec zimy
11-26 luty 2014 rok
183,7km


Pokój gościnny, sypialnia, jadalnia,
kuchnia, korytarz, suszarnia.
Ten wyjazd był pierwszym, który pojawił się w moim planie. Na początku listopada Karol Galicz dał info na FB: Trzy starty WRE i tydzień obozu, chętni pisać na priv! - W Hiszpanii! To od razu napisałem. :) Nie byłem jeszcze pewien co do tego wyjazdu, dlatego dopiero bilet lotniczy kupiłem w styczniu. Warszawa - Bruksela, Bruksela - Sevilla oraz Lizbona - London, London - Warszawa zapłaciłem 351zł i 1 grosz. Więc cena extra! Wylot z Wawy 11 lutego (wtorek) popołudniu. Razem z Konradem Bartnikiem i Dariuszem Sokalskim o 20 byliśmy w Sevilli. Trzeba było się jeszcze dostać do Huelvy, a później jakoś do El Porti gdzie mieliśmy zaklepany nocleg. W drodze do Huelvy w autobusie zacząłem czytać kartkę dotyczącą noclegu i: "... prosi o kontakt przed 21:00 w sprawie zakwaterowania..." :O (ahh ten booking.com i translator google.) Na zegarku 21:50. Konrad łapie za telefon, dzwoni. Odbiera jakiś koleś.
- Hello! I'm Konrad Bartnik. I cale about accommodation in El Porti. 
- Que?
- Do you speak English?
- Eee, Can you wait?
- Yes, sure.
- Halo? Pan u mnie zamawiał nocleg na ten tydzień i przyszły?
- Eee, słucham? xD
Danie wyjazdu: kuskus z owocami.
Nowa suszarnia.
Dalej rozmowa potoczyła się szybko i przyjemnie. Okazało się, że właścicielem jest pewien miły Hiszpan, a jego żona to Polka. Przyjechaliśmy do Huelvy, zostaliśmy przez nich odebrani i zawiezień pod same drzwi naszej kwatery. Zawody w weekend w miejscowości obok więc co mamy robić przez dwa dni? Pierwszy dzionek wybieganie bo wydmach i plaży, rewelacja! Natomiast drugiego dnia zgłosiliśmy się na trening do Finów. Trening sprinterski (interwałowe) w El Porti. Nie musieliśmy nigdzie jechać, a nasz hotelik był nawet na mapie. :) Takie atrakcje czekały na nas jeszcze w przyszłym tygodniu, ale po kolei. Ogólnie taka pora roku w takiej nadmorskiej miejscowości to masakra. El Porti to duże miasteczko, same hotele i restauracje przygotowane na klientów w sezonie, ale teraz? Miasteczko było wymarłe... Do baru gdzie był internet mieliśmy jakiś kilometr. Po drodze mijaliśmy jeden otwarty(!) sklep i w nim spotykaliśmy codziennie te same osoby. W barze nie inaczej. Ten sam barman i barmanka, zawsze zajęte te same stoliki i zawsze Ci sami ludzie. W czwartek w nocy dołączył do nas Karol, a w piątek popołudni Grzegorz Łoniewski. Mówi się, że miasto tętni życiem, ale to miasteczko nawet nie miało pulsu. :D Taki czas, taki klimat. Ruch robił się jedynie w weekend, a w poniedziałek cisza i spokój. Zero hałasu. Jakbyśmy mieszkali tam tylko my. I pewnie tak było. :D Poniedziałek po zawodach rozpocząłem od wolnego. Była to dobra decyzja bo jak sami chłopaki powiedzieli o porannym treningu, że nic ciekawego. Natomiast popołudniu już nie odpuściłem i wziąłem udział w treningu. Skąd mapy i trasy
Widok z balkonu. :D
Organizator (O-Sun) zawodów Andalucia O-Meeting 2014 zorganizował obóz między zawodami: Andalucia O-Meeting oraz 3rd Mediterranean Championships in Orienteering. Wtorek to kolejny trening z Finami, sprinterski trening, w Sevilli. Miasto piękne, a mapki i trasy zarąbiste! Warto było jechać 100km i z nimi biegać. Ogólnie wszystkie sprinty organizowane przez Finów to interwały. Piękna sprawa. :) Środa... czułem się naprawdę dobrze, chciałem pobiegać ten trening trochę szybciej. Sprinty biegałem szybko, ale zależało mi na żwawym biegu w terenie. Mapa ciekawa, płynne górki, muldy. Bogata roslinność - ostre krzaki, trawy wysokie i niskie, drzewa, polany, kaktusy, choinki. No i na jednym wariancie (w połowie na 11PK) przebiegałem przez pole kaktusów. Oczywiście mój genialny plan zakładał przeskoczenie przez ścianę kaktusów, ale gałąź, która wydawała się dobrą odskocznią ułamała się pod moją lewą nogą. Prawa przeleciała, a lewa noga przedarła się przez kaktusy zbierając "trochę" kolców. Warknąłem i przekląłem! Wyjąłem kolce to co wystawały z spodni... zdjąłem spodnie, a na głowie mięśnia czworogłowego jeszcze kilkanaście. 5' mi zajęło wyciągniecie kolców, które widziałem. Skończyłem trening, podczas czekania na resztę ekipy wyciągnąłem jeszcze kilka kolców. Popołudniu zaliczyłem jeszcze 6km na mapie. Ogólnie czułem, że ten mięsień jest zmęczony i podrażniony. Opuchło mi trochę kolano nawet. A tu dwa dni do kolejnych zawodów. Czwartek przejazd od Satao, do Portugalii. W piątek nie miałem opuchlizny, ale coś tam ciągnęło w czwórce. Zrobiłem rozeznanie w terenie podczas model event. Zowody przebiegane bez bolenie na szczęście. Z niedzieli na poniedziałek nocleg w Fatimie. I tu coś mnie zaczęło boleć kolano, lewe. Tak z prawej strony w okolicy szczeliny kolanowej... O tym później. Noc z poniedziałku na wtorek spędziliśmy w Lizbonie. Przepiękne miasto. Wtorkowe popołudnie to lotnisko i powrót do domu. 6 godzinna przesiadka w Londynie i środowy poranek już byłem w stolicy. Pociąg i w domu około wczesnego popołudnia. :)



To be better every day.

O-fighter. 

1. trening
2. trening
3. trening
4. trening
5. trening
6. trening
7. trening
8. trening 
9. trening
10. trening

piątek, 16 maja 2014

Zimowa zaDyszka - 9.o2.2o14


9 lutego br. zjawiłem się na ostrowskich "piaskach" by zmierzyć się z Zimową zaDyszką. Trener uznał, że jest to dobry czas by się sprawdzić. Na linii startu stanęło 197 zawodników więc spora konkurencja, będzie z kim biec. Starałem się nie podpalać. Dostałem od Trenera ściśle ustalone wskazówki według, których mam grać. Pierwsze pięć kilometrów równo - po 3:40min/km. Oczywiście nie pykło: 
1km - 3:42
2km - 3:35
3km - 3:33
4km - 3:30
5km - 3:36
No i trochę mnie przytkało... Biegłem szósty tysiąc i sobie myślałem czemu znów się podpaliłem... Idźmy dalej jakby dało radę... Po piątym kilometrze miałem przyspieszyć do 3:35min/km i ostatnie dwa ile fabryka dała. 
6km - 3:53
7km - 3:43
8km - 3:33
9km - 3:25
10km - 3:25
0,3km - 0:57
Trasa nie posiadała atestu i jeszcze dokręciłem trzysta metrów.  Tak jak widać, przy takich biegach ciągle mam problem z koncentracją i zapanowaniem nad własnymi możliwościami. Podczas biegu na orientację już pomału, pomału panuje nad nogami, jest strefa bezpieczeństwa między truchtem, a lataniem. A podczas zwykłego biegu ulicznego czy krosu coś ciężko mi zapanować na sobą. :) Ogólnie bieg oceniam za udany. Trenerzy byli mile zaskoczeni, ale i tak trochę po głowię mi się oberwało. :D A na osłodę miałem taki doping jak nikt inny! Moja Ukochana Marta wspierała mnie jak zawsze. :** Była również "siostra" Marty, Monia. :)
Skończyłem szósty z czasem: 36:54. Znów ta szóstka. Przypadek?

czwartek, 15 maja 2014

5. "Cztery Pory Roku - walcząc z sobą."

Epoka młota
Zima
27 stycznia-7 luty 2014 rok
146,5km
Okres zimna i lodu miał dopiero nadejść. Wyjazd na kolejne starcie z orientalistycznymi trasami zacząłem od... "skubania" lodu z samochodu. Marznący deszcz uniemożliwił mi dostanie się do wnętrza Opla. Skorupa, którą samochód był szczelnie zapieczętowany połamała dwie skrobaczki. Gdyby nie klucz rosyjski (młotek) i małe dłutko wyjazd by się na pewno opóźnił... o dzień na pewno. :D Lód koniecznie nie chciał mnie wpuścić do środka ani wypuścić na obóz. Auto było tak oblodzone i tak ciężkie, że górny bieżnik opony chował się w błotniku. Jak już wspomniałem z pomocą przybył młotek. Delikatne uderzanie i zrywanie płatów lodu, pozwoliło dostać mi się do kokpitu prowadzenia po jakiś 20 minutach. :) Wkładam kluczyk, przekręcam - hrr hrr hrr hrr... cisza. I jeszcze raz - hrr hrr hrr i cisza. No do trzech razy sztuka. Odpalił... z problemami, ale się udało. :) Samochód się nagrzewał i rozgrzewał, a ja pochwyciłem młot i ruszyłem od razu do tylnej klapy. W pierwszej chwile gdy bagażnik stanął przede mną otworem w kole zapasowym zawiniętym w koc leżała jakaś butelka. Nie wiem czemu akurat ona przyciągnęła moją uwagę, ale chwyciłem ją by sprawdzić co to - Odmrażacz do szyb i gum (uszczelek) -37*C. Aha. :) Dobrze, że mam takie coś. Teraz mogłem otworzyć resztę drzwi i kurek wlewu paliwa. :) Gdy w końcu dotarłem do małej miejscowości gdzie mieściła się moja kwatera, na pierwszy ogień przyszło mi się mierzyć z nocnym treningiem. Krótki, ale nocny. :) 12 dni na mapie. Aktywnie spędzony czas. :) Każdy krok w lesie sprawiał mi radość choć i czasem miałem już dość... Dużo czasu poświęcałem odpoczynkowi oraz jako takiej regeneracji. Sporo rozciągania, nie sądziłem, że potrafię tak długo i tak systematycznie to robić. Dużo akcentów siły ogólnej co mnie cieszyło bo zawsze "górę" miałem słabą. Codziennie poranny trening na mapie i popołudniowe rozbieganko z siłą lub z rytmami. Dużo kilometrów w nogach. Zmęczenie dawało o sobie znać, lecz skupiałem się na tym co mam do roboty i jakoś to szło. Jak na każdym obozie był bym tak karmiony jak u tych Państwa gdzie się zatrzymałem to HoHo! Rewelacja!!
W trakcie obozu wyszło kilka istotnych faktów, ale o nich w kolejnych częściach.
To be better every day.


O-fighter.







4. "Cztery Pory Roku - walcząc z sobą."

Uniwerek Rządzi
Zima
8-15 stycznia 2014 rok
81km
Nocleg w akademiku? Czemu nie. :D
Gdzieś na Kampusie.
Na kolejny obóz jechałem odpocząć oraz odwiedzić specjalistę proponowanego przez Mojego Trenera w sprawie moich sypiących się nóg. Jednak nie skorzystałem z tej opcji, ponieważ ból przeszedł i mogłem normalnie trenować. Najprawdopodobniej jest to efekt zmęczeniowy. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się tak systematycznie, dużo, ciężko trenować. No i oczywiście biegać na mapach. :) 
The Head Coach wykorzystał fakt, że jestem w okolicy i zaplanował mi kilka treningów, oczywiście na mapie. :) Tym razem zwiedziłem kilka sprinterskich map i jedną naprawdę ciekawą, idealną pod middla. 9 stycznia po raz pierwszy wystartowałem w Park Łódź Tour. Mapa obejmował Kampus Uniwerku Łódzkiego. Niby teren osiedlowy, a budowniczowie mapy i trasy wycisnęli z mapki wszystko co się dało. Oczywiście zaowocowało to bardzo dobrą mapą i wymagającą trasą. Kilka ciekawych wariantów, noc, błyski lamp i jest zabawa! Poniżej mapka. Błędy były, duże i małe oraz mniejsze i większe, ogólnie spoko. :D Miałem też okazję pierwszy raz w życiu biegać na zadaszonej hali. :) Mmmm, sama przyjemność, na dworze śnieg, zimo i w ogóle bleee, a tu? Ciepło, sucho i przyjemnie. :D Test na hali wyszedł myślę całkiem dobrze. Po powrocie do domu znów wszedłem w system jedno-, dwu-dniowej regeneracji i zacząłem się przygotowywać do kolejnego, mocnego trenowania.

To be better every day.


O-fighter.
Łódź Park Tour !!