Klubowe Mistrzostwa Polski w tym roku rozegrane zostały na
Pomorzu. Dokładnie w Trójmieście. Na pierwszy ogień poszły sztafety. Teren
bardzo typowy dla Pomorza, nie przepadam za nim bo jak dla mnie to tam wszystko
„pływa”. Morena i tym razem okazała się mało wyrozumiała… Teren pokazał mi, że
wystarczy jeden mały błąd i słabsza kondycja, od razu czołówka odbiega. Po za tym sztafety
były biegiem mało ciekawym. Atrakcji za to na kolejne dni dostarczył jeden z
młodszych zawodników. Gdy zobaczyłem że mały Krzysztof został przyprowadzony na
metę przez trenera Janusza Porzycza (Jeszcze raz serdecznie DZIĘKUJE!!) nie
mogło to wróżyć nic dobrego… Na pierwszy rzut oka wyglądał normalnie, choć
dziwnie zwisała mu ręka… Pojechaliśmy od razu do szpitala, szybkie zdjęcie
rentgenowskie i na szczęście złamana tylko jedna kość przed ramienia. Ale za
nim się tego dowiedzieliśmy minęło około 10 godzin. Na noc zmienił mnie Brat i
został z Krzysztofem.
Ja mogłem trochę się przespać i zmobilizować do klasyka,
który został rozegrany w tym samym miejscu co sztafety, ale na większej mapie.
Jak już wspominałem wyżej, dla mnie ten teren „pływa” więc pewny, że jestem w
dobrym miejscu popływałem na 1PK. Nagle na 2PK zjawił się Podzio. 3PK to
kolejne pływanie, ale już nie sam. J
Podzio również był czujny w tym miejscu i razem zostawiliśmy cenne minuty. Na
5PK minął nas pociąg zwany Rino. Na 6PK zasugerowałem się rozpędzającym Podziem
i leciałem na dederon, lecz do końca nie utraciłem kontaktu z mapą. Coś mi nie
pasowało. Podzio leciał chyba już na 7PK więc zdążył zaliczyć już szóstkę. No i
nerwy. Krzyknąłem do Podzia czy go ma! Nie odezwał się, ok ma go. Wracam się i jest. Reszta trasy bez
zbędnych przygód, chłopaki mnie mijali, ale jakoś się nimi nie przejmowałem.
Wiedziałem, że cele na ten sezon są inne, zresztą umierałem podbiegając
(podbiegając!) górki, jary itp. Teren piękny, mimo że pływa sprawia mi on
radość zbiegania, ciągle się go uczę czytać i widzieć.
W niedzielę odbył się
sprint… na osiedlu. O rany… kolejny osiedlowy bieg… Od razu w tym miejscu chcę podziękować
budowniczym, trasa i mapa była przednia.
Udowodnili, że jak się chcę to można. Zbudowanie ciekawego sprintu nie jest
łatwe. Bieg był cudny, kazał mi myśleć, a tego orientalista oczekuje! Mapa bez
zastrzeżeń, trasa naprawdę bardzo dobra. W tym miejscu mogę powiedzieć że ten
sprint był najlepszym jaki biegłem w tej części sezonu, może się równać tylko z
trasą z Żar (Puchar Borów Dolnośląskich). Najbardziej jestem zadowolony z w/w biegu, skończyłem 6 popełniając kilka błędów wariantowych. Wrzucam jeszcze mapki z przebiegami
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz