550km na południowy wschód od mojego rodzinnego miasteczka, leży malutka oraz
urokliwa wioska, która nazywa się Helusz. Myślę, że mogę powiedzieć szczerze i
prosto z głębi serca. Otóż owa wioska, Helusz, posiada jedną z najlepsiejszych
map do biegu na orientację. Mapa jest wyborna. :D Takiej to tylko ze świecą
szukać. :)
27 września ARKADY Raszków wyruszył w kierunku woj.
podkarpackiego na drugą rundę Mistrzostw Polski w biegach na orientację:
nocnym, sztafetach mix oraz klasyku. Zapowiadało się bardzo ciekawie. Nowa mapa,
zrobiona przez najlepszych polskich kartografów, najlepsi polscy budowniczowie
tras. No tylko jechać i biegać... no i
wygrywać. :) Po ośmiogodzinnej jeździe dotarliśmy do CZ. Ośrodek spory i
przyjemny, warunki godne, na obóz można jechać. :) Na MP przyjechałem lekko
chory, dokuczał katar, drobny kaszel też był. Od poniedziałku męczyłem się ze stanem
podgorączkowym, który trochę zelżał na weekend. Choć i tak czułem się nie
najlepiej.
Nocny. Jak każdy wie bieg charakteryzuje się biegiem… w
nocy. :) Do czego jest potrzebna co? Tak! Lampa! :) Jest to długi bieg, choć
troszkę krótszy od klasyka, fizycznie wymagający, technicznie również (jak
każdy bieg na orientację powinien być).
Kolejna przygoda z MP zaczęła się po zachodzie słońca w
piątek. Zimna to noc była lecz w sercach orientalistów żar się żarzył i co rusz wybuchał ogniem gdy tylko startował kolejny rywal. A gdy w końcu samemu się
staje w boxie panuje cisza i spokój, widać tylko promień światła rozświetlający
kawałek terenu przed oczami. Teraz w dużej mierze wszystko zależy od tego magicznego urządzenia co ma się na głowie, tej świeczki, która pokazuje gdzie biec, gdzie
skakać, przed czym uciekać… Orientaliści znają takie przysłowie, którego często
używał niejaki Patela: ”Kupa sprzętu nic talentu.” Ale jak taka świeczka o
dużej mocy ułatwia bieganie? Ahh… Ten tylko się dowie, kto choć raz biegał i
miał rozświetlone 50m przed oczami. :) Taaa… Nie ma co się rozczulać nad lampą.
Jest jaka jest i trzeba z niej korzystać póki działa. Zacznę może najpierw od trasy.
Gdy dostałem mapę do ręki szybko przeleciałem wzrokiem po całości żeby mniej
więcej wiedzieć czego się spodziewać.
Cóż… pierwsze wrażenie?:
- Dzień dobry. :)
Teraz jedno zdanie o mapie. Znów zacznę od tego co pomyślałem:
- Oj tam, będzie fajnie.
A gdy połączyłem mapę z trasą:
- Dzień dobry. Masz na imię Mikołaj i biegasz już w seniorach!
:D
Mapa zaskakująca, nie miałem problemów z jej odczytaniem,
jedynie z realizacją tego co chciałem wykonać: 1PK: lekkie wahnięcie, 2PK:
wydawało mi się, że coś za dużo tych warstwic przebiegłem, 4PK ciut za
spokojnie wchodziłem w ten jar, 5PK przerosła mnie ambicja, 1st wariant to był
oczywiście drogą, ale NIE, jarem będzie szybciej, no i na tym PK dogonił mnie
Grabek, do 7PK czysto. Na mapie 10PK to mój 8PK itd. (11/9, 12/10, 8/11, 9/12).
No, wyjaśnione. :D Na 8PK plama, brak kierunku, złe czytanie jarów i dzień dobry, jesteś
nie tu gdzie trzeba, powrót na węzłowy okazał się największym wyzwaniem chyba
na tej trasie. Poświęciłem temu PK sporo czasu, nawet nie sam i od razu z tego miejsca chciałbym pozdrowić Drąga
i Charubcie. No i gdy w końcu udało się opuścić tego przeklętego motylka
biegłem w miarę czysto. Do 16PK odcięło mi prąd, ale tylko na chwile. Na 17PK
znów byłem z Grabkiem. I nie ma co oszukiwać dobrze, że był bo przebieg na 20PK,
to jego zasługa, ja już z grubsza umierałem, a przez głowę przechodziły mi
myśli typu: Czy będzie jeszcze ciepła woda? Czy łóżko będzie wygodne? 21PK
wspólnymi siłami, na 22PK to znów nie ma co oszukiwać, ale wyrwałem do przodu
no i błąd. Skończyłem na 8 pozycji ze stratą 20min do Podzia, który zaskoczył wszystkich
zdobywając swój pierwszy złoty krążek w seniorach. Jeszcze raz wielkie gratulacje! Biegałem 112:25. Co mnie
prawie satysfakcjonowało, choć wiedziałem, że przy odrobinie szczęścia i
mniejszej ilości błędów, bieg skończyłbym może o 2 pozycje wyżej. Tak, woda
była ciepła i łóżko również wygodne. :)
Sztafety mix. Konkurencja MP rozgrywana drugi raz. Zabawa
rozegrana w Pruchniku. Ciekawie, choć myślę, że można było więcej z tego
wydusić. Team ten sam co w zeszłym roku. Razem z Dominiką wywalczyliśmy 12stą
lokatę.
Syn Marnotrawny. Dystans, który najpierw uwielbiałem (dzięki
srebru na OOM w 2007) i tylko jego chciałem biegać. W następnych miesiącach coraz
bardziej sobie uświadamiałem, że go nie znoszę, że mnie męczy, że to nic
ciekawego, że za dużo i tak w tym przekonaniu żyłem i biegałem przez kolejne
kilka lat… Aż tu nagle ni z gruszki ni z pietruszki trawił się klasyk na JWOC-u w
2012. Nie nastawiałem się na niego. Miała to być piękna i długa przygoda w słowackim
lesie. Każdy już chyba wie, że na najdłuższym i najtrudniejszym przebiegu
miałem pomoc od niejakiego Schneidera Floriana, Szwajcara, który zakończył klasyk
JWOC-a na, jak dla mnie, zacnej 10 pozycji. Teraz wiem, że i nawet wtedy byłem
przygotowany na długie bieganie. Lecz głowa i niechęć mówiły co innego. Coraz
bardziej przekonywałem się do tego dystansu, ale nie tak hop i już. Mistrz
Świata z Longa. Nic z tych rzeczy. Każdy wie jak ciężko wyjść z przyzwyczajenia
i zmienić swoją mentalność. Powoli, powoli starałem się myśleć o tym co zrobić
by jednak jakoś szybko przebiec klasyk. Po powrocie ze szkolenia
przygotowawczego skontaktowałem się z Маясов Костя. Czy by mi pomógł wyjść z dołka w jakim
jestem. Czy by chciał spróbować.
Powiedział:
- Całego
cyklu treningowego nie jestem wstanie Ci przygotować, po prostu nie mam czasu,
a amatorki nie mam zamiaru prowadzić.
Ustaliliśmy,
że zajmie się przygotowaniem technicznym. I mojemu nowemu Trenerowi i mi to
bardzo odpowiadało.
Zastrzegł sobie tylko jedno:
Brak
chęci współpracy i realizacji celów = koniec współpracy, do widzenia.
Nieocenioną
pomocą były treningi sprinterskie przed czerwcowymi MP. Na drugą część sezonu wybraliśmy ’’nocny’’ z 2nd rundy MP. O nocnym już pisałem, czas zacząć klasyk!
Klasyk.
Syn Marnotrawny. Odpocząłem po sztafetach, nawodniony byłem wyśmienicie.
Mimo, że choróbsko mi przeszkadzało, pomyślałem iż mógłbym sprawić
niespodziankę, głównie sobie. Przebiegałem kilka klasków na zawodach i
treningach w wakacje. Czułem się przygotowany by podjąć wyzwanie. Cel był
prosty. Gdy zakończę bieg, mam powiedzieć: Jestem zadowolony z tego biegu.
Rzadko w tym roku to mówiłem, może 2, 3 razy. Pełny motywacji stawiłem się na
starcie i chyba po raz pierwszy postanowiłem naprawdę walczyć na tym dystansie.
Nie dla wyniku, nie dla dobrej pozycji, nie dla Trenera czy Taty. Po prostu dla
siebie. I tak jak wystartowałem tak biegło mi się fantastycznie, powoli się
rozkręcałem, jak ciężka i tłusta lokomotywa, maxymalnie skupiony. Bez zbędnych
przygód wpadłem na motylka, z którym szybko się uporałem i ukończyłem ze szramą na
plecach i rozerwanym dederonem. Niestety pierwszy wariantowy błąd przydarzył
się na odbiegu z 15PK. Pchałem się pod tą górę tracąc energie, biegu nie
przerwałem nawet na chwile. Podobny wariant trafił się w na nocnym i kto
wyczaił, że lepiej polem obiec to już sporo zaoszczędził. Martwiłem się 18PK bo
w zasadzie nie miałem pomysłu. Nic. Może będę jary liczył? Może jakoś rzeźbę
rozpoznam? Nic. Kierunek i na ciemno zielone! Musi być wyraźne skoro jest
zaznaczone tak? No i wyszło. :) 19PK nie dotrzymałem kierunku gdy zbiegałem z
drogi lecz byłem czujny cały czas, szybka korekta i powrót na swój tor. Gdy
pojawiłem się w CZ słyszałem tylko dwa głosy:
komentator coś mówił, że:
- Mocno
idzie, mocno! - Co dodało mi otuchy i lekkiego kopa.
Drugi głos to Taty, krzyczał
jak zawsze i leciał z aparatem w lewej ręce i z bidonem w prawej:
- Dajesz Młody,
dobrze jest. - Standardowa gadka. :D
- Lupek minutę przed tobą.
|
Przebieg widokowy. |
- Co? Lupek? No to
jedziemy! - Pomyślałem i znalazły się w mnie siły, które sprawił, że poczułem się
jakbym dopiero wystartował. Doszedłem Lupka na chwile przed przebiegnięciem
asfaltowej drogi. Na 25PK byłem już sam, słyszałem jeszcze tylko łamiące się
gałązki i uginające krzaki za mną.
Krzyknąłem jeszcze:
- Dalej Lupek. Pomóż mi!
|
Z Olem! :D Przebieg widokowy. |
Lubię biegać gdy mam kogoś na plecach, motywuje mnie to do tego by i ten ktoś
miał dobry wynik. Lecz Lupek zniknął gdzieś w brązowych liściach. Na 26PK
wkradł się błąd. Znów busola mi uciekła do kieszeni i znów Lupek się pojawił.
Gdy zobaczyłem puszkę z napisem ”FINISZ”, migającą na czerwono diodę i magiczny
sygnał ”PIK PIK PIK” byłem zachwycony i zmęczony.
Usiadłem i powiedziałem:
- Oj
tak, jestem zadowolony… tylko ten 26PK! :D
|
Yeah! |
Skończyłem na 8 miejscu biegając 109:27
i tracąc zaledwie 17min do niezniszczalnego Dwojaka! Straciłem nie całą minutę
do Trenera Paszyńskiego, nie całe 4min do złotego medalisty z piątku - Podzia.
Po ciuchu liczyłem na miejsce w TOP 6, ale cóż, w przyszłym roku Panowie! :D