środa, 2 września 2015

Grand Prix Silesia - 13-16.08.2015

Cześć!
Na dzień przed Grand Prix Silesia jasno sobie powiedziałem: Nawet jak będzie żar z nieba to nie wypije żadnej wody w centrum zawodów czy na trasie! Będę na klasyku biegł z butelką wody w ręku, ale nie tknę wody na punktach odżywczych. Jak postanowiłem tak zrobiłem. Problem tylko w tym, że jeszcze zawodów nie zacząłem, a w dzień pierwszego etapu śniadanie mnie przeczyściło. Brzuch bolał, głowa chciała eksplodować... szok. I jeszcze trzeba było biegać. GPSilesia się nie zaczęła, a ja już chory... to chyba jakaś klątwa!

E1 - sprint.
#9 miejsce i 9:21 straty do Hubáčeka Michala.
Nie wiem co się stało... najprawdopodobniej mleko... tak czy siak przed swoim startem leżałem w aucie i podjąłem decyzję, że jeśli na 30' przed startem gdy brzuch nie przestanie boleć nie idę biegać. Bardzo kusząca propozycja patrząc w jakim stanie byłem. :D Brzuch puścił lub tak mi się wydawało, ale głowa? Szok! Bania była taka ciężka... a mój mózg odbijał się o czaszkę przy każdym ruchu. Wyglądało to tak jak bicie dzwonu. Gdy serce dzwonu, rozkołysane przez ludzi u dołu wieży, bije z całą siła o jego żelazne ściany. I ten dźwięk w głowie od każdego najmniejszego nawet ruchu... Cóż. Decyzja dotyczyła żołądka, a nie głowy więc udałem się na start. Początek dość spokojnie. Na 4PK dość spory błąd. Wszedłem na kamienie za wcześnie i tam szukałem. W głowie ciągle dudniło. Reszta dość spokojnie. Gdzieś na trasie dogonił mnie zawodnik KS Spójni Warszawa - Fryderyk Pryjma, który reprezentował jakiś czeski klub. Leciałem za nim bo trudno powiedzieć, że przed nim skoro prowadził. Ale na swoją obronę dodam, że kontrolowałem cały czas co się dzieje. ;D W bani ciągle mózg wybijał soczysty rytm moich kroków i pochyleń. Zastanawiałem się co z niego pozostanie gdy już dobiegnę do auta skoro tak się obija o czaszkę, a za duży przecież nie był!...
Wróciłem. Brzuch na nowo zaczął boleć. Telefon do rodziców, Trenerów i Marty. Kupiłem kisiel, colę i chleb. Zjadłem kisiel i pół suchego bochenka. Zalałem się gorącą herbatą. Kuba stwierdził, że już nic mi nie jest i mam nie przeżywać (Dzx Garstka! :D). Poszedłem spać z nadzieją, że rano wstanę i będzie tak jak zawsze. Czyli normalnie. :)

E2 - klasyk.
#2 miejsce i 13" straty do Hubáčeka Michala.
Poranek zapowiadał się cudownie. Zresztą jak cały dzień! Od momentu gdy tylko otworzyłem paczydełka wszystkie połączenia nerwowe twierdziły, że nie jest dobrze. W porównaniu z dniem poprzednim jest rewelacyjnie! :D Brzuch bolał, ale z głodu. Bania jeszcze potrzebowała 1h żeby się uporać ze stratami jakich doznała podczas wczorajszego biegu. Ogólnie jest ok. I to by było na tyle jeśli chodzi o jakieś perypetie zdrowotne przed, w trakcie i (przede wszystkim) PO GPSilesia! :D Trasa podczas klasyka dość łatwa, długa z małą ilością PK co oznaczała dłuuuugie przebiegi. Mapka jest, można samemu ocienić, ale jak dla mnie świetny trening wyboru wariantów. :) I tylko 13" straty do zwycięstwa tego dnia. ;D


E3 - middle.
#3 miejsce i 2:09 straty do Hubáčeka Michala.
W sobotę miały odbyć się dwa biegi. Rano middle. Bieg zaliczam do udanych choć przyznam, że byłem dość podmęczony. Błąd na 11PK. Nie skorygowałem kompasu i 1' błędu. Następnie nie czysto wszedłem na 17PK i od razu dalej słaby wybieg z 18PK = tu suma 1'. Trasa fajna, szybka, mimo że po lesie. Można było się rozpędzić. :D


E4 - sprint.
#3 miejsce i 2:16 straty do Hubáčeka Michala.
Po południu sprint. Leśny sprint. Nigdy mi tutaj nie wychodził. Wiedziałem gdzie się odbędzie bo to tylko jedna mapa tego rodzaju, ale zawsze jest ciekawie i szybko. :D Pierwsze PK spokojnie, szybko i czysto. Jak nigdy tutaj. :) Pierwsze zawahanie na 13PK. Obsunęła mi się ręka gdy kciukowałem i straciłem kontakt z mapą. Za nim się ogarnąłem myślałem, że nie byłem na 12PK, ale leciałem dalej. Potem dość niepewnie na 14PK, kiepski wariant na 15 i 16PK. Zawirowanie na 18 i 19PK... To samo na 22 i 24PK... Maskara. Druga część trasy to istne pole minowe... znaczy błędowe...


E5 - skrócony klasyk.
#3 miejsce i 3:41 straty do Hubáčeka Michala.
Bardzo dobra trasa! Podobało mi się. Serio. Ciekawe PK i przebiegi. Połączenie middle z klasykiem. Błąd na 14PK z przyczyn nie zauważenia PK. ;p I w połowie na 17PK też błąd. Bo? Bo nie zauważyłem zarośniętej ścieżki. ;D Ogólnie jestem zadowolony.

Po 5 etapach:
#3 miejsce - 17:40 straty do Hubáčeka Michala.
Dawno nie wróciłem z zawodów z jakąś nagrodą. Fajnie znów było stanąć na podium i coś dostać. Koszulka, opaska, buff. ;p Super! Wróciła radość. :D

Zaraz po GPSilesia udałem się do Jagniątkowa na 3 dni, gdzie za pozwoleniem Trenera Sobczyńskiego miałem wielką okazję towarzyszyć WKS Śląsk Wrocław podczas ich zgrupowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz