Zaraz po powrocie ze Szwecji nie było sensu tracić kontaktu z mapą i ruszyłem na południe. Do Czech, do Vidnavy! Oczywiście na Grand Prix Silesia! GPSilesia jak to Silesia. Wszystkie etapy w jednym miejscu. Plan zakładał spokojne i czyste bieganie bez szaleństw. Starać się czysto przebiegać każdy etap. A etapów sporo. 5 dni = 6 biegów. Przyznam szczerze, że nowe mapy były znacznie lepsze niż podczas wcześniejszych edycji. Ogólnie czułem się zmęczony, zaczęły się problemy z techniką. Tak jakbym miał mapy.. za dużo w tym roku lub/i przerwa w Karpaczu (bez mapy) też zrobiła swoje. Ale był Wawel, O-Ringen... nie wiem czemu błędy się pojawiały. Może byłem zbyt pewny siebie? Hmm... sprawa do przemyślenia i omówienia z Trenerami. Nie będę opisywał każdego biegu, GPSilesia to takie starty treningowe. :) Tak czy siak, mimo że to treningi myślałem, że mi pójdzie lepiej.
E1 - middle - 17 miejsce 44:07
E2 - klasyk - 23 miejsce 83:54
Sprint dodatkowy - niestety nie pamiętam rezultatu, a organizator nie podał na stronie wyników, ale rewelacji nie było.
E3 - middle - 6 miejsce 44:48
E4 - sprint leśny - 15 miejsce - 18:57
E5 - skrócony klasyk - DISK (tak to jest jak się na kody nie patrzy)
Jak to w Czechach! Pozytywny wyjazd! Do czasu...
Dodatkowy Sprint |
E1 |
E2 |
E3 |
E4 |
E5 |
Jedyne co mnie zwaliło z nóg (dosłownie mówiąc) to mycie kubeczków plastikowych zamiast wymiana, następstwa to wymioty. I nie tylko mnie, ale dobre kilkadziesiąt osób i to nie tylko Polaków. 4dni wolnego... niechcianego wolnego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz